O genealogii i historii słów kilka...
  Wenne, Studzińscy, Costazza.
 
Wodniki   

To wieś, gdzie mieszkała i wychowała się moja mama. Miejscowość ta leżała  podobno 7 km od Halicza. Inne wsie leżące w pobliżu to Łany, Dubowce, Delejewo. Kościół parafialny znajdował się w Mariampolu.

Trochę o Strawińskich z Wodnik...

Dopiero całkiem niedawno dowiedziałem się, że moja rodzina miała bardzo ścisłe powiązania z rodziną hr. Strawińskiego, który był właścicielem majątku i pałacu w Wodnikach. Dowiedziałem sie od mojej mamy, że hr. Edward Strawiński odkupił całą tę posiadłość od dziadków mojej mamy czyli od Emilii i Józefa Wenne. Nie wiem, niestety w jakich okolicznościach doszło do tej transakcji, nie wiem, może dziadkowie mamy popadli w długi, w każdym bądź razie sprzedali swe dobra Strawińskim.

Hrabia Edward Strawiński miał ze swą żoną Marią( prawdopodobnie tak miała na imię) trójkę dzieci- Wandę, Stefana i Annę. Wanda Strawińska urodzona w 1921 roku zginęła spalona żywcem w czasie powstania warszawskiego w 1944 r. Pana Stefana Strawińskiego znałem osobiście. A to z tej przyczyny, że był w czasach mego dzieciństwa częstym gościem mojej babci Olgi Wenne tutaj w Smolnie Wielkim, gdzie mieszkała po wojnie. W latach 1983-85 często byłem  gościem w jego gdańskim mieszkaniu przy ul. Waryńskiego, a to z tej racji, że w tym okresie byłem w wojsku w Gdańsku. Wtedy to właśnie dowiedziałem się od niego szeregu ciekawych rzeczy dotyczących Wodnik i okolic.

Niestety bardzo żałowałem, że zmarł w 2005 roku. Był bardzo interesującym człowiekiem i obieżyświatem (był inżynierem żeglugi morskiej, przez wiele lat pływał na statkach).

Z kolei najmniej wiem o siostrze Pana Stefana - Annie. Wiem tylko tyle o niej, że mieszka podobno do dzisiaj w Kanadzie, ale jednak nie wiem dokładnie gdzie. Kiedyś mieszkała ponoć w Toronto, później przez jakiś czas mieszkała i pracowała w Montrealu. Z moich poszukiwań dotyczących jej osoby wynika, że będąc w Toronto była wykładowcą języka polskiego i historii na jednej z uczelni w tym mieście. Wg mojej mamy Pani Anna pisała ( już będąc w Kanadzie) monografię na temat Wodnik.

Dopiero później okazało sie, że udało mi się nawiązać kontakt z panią Anną Marti, która to przekazała mi dwie części swych wspomnień, które opublikowałem w moim blogu o Wodnikach.

Rodzina Wenne.

Rodzina mojej mamy była bardzo liczna. Zrobiłem już wprawdzie drzewo genealogiczne , nie mogę jednak go opublikować ( pojawił się jakiś problem techniczny z jego edycją), mam nadzieję, że za jakis czas się z tym uporam.

Jak już wspomniałem wcześniej przy okazji wzmianki o rodzinie Strawińskich, dziadkami mojej mamy byli Emilia z domu Liefendorf i Józef Wenne. Emilia urodziła się prawdopodobnie ok. 1855 roku, a zmarła w Wodnikach w 1920 r. Rodzicami mojej babci Olgi Wenne byli Grzegorz Wenne, ur. w 1894 roku w m. Żółkiew koło Lwowa, a zmarł w 1956 roku już na ziemiach zachodnich; jego żona, czyli moja babcia Olga urodzila się w 1905 roku w Tarnowie, a zmarła w 1984 r. w Smolnie Wielkim.

Babcia Olga, czyli matka mojej mamy miała ośmioro dzieci. Chronologicznie byli to:

Stanisława po mężu Kostańska, ur. 1923 r.,zmarła w 2004 roku w Smolnie Wielkim;

Tadeusz ur. 1925 r., ożenił się z Natalią Czerniachowską z Mariampola, zmarł w 2003 roku w Smolnie Wielkim;

Edmund ur. 1928 r., ożenił się z Katarzyną Obacz z Mariampola, zmarł w 1988 roku w Szczecinie, pochowany na cmentarzu w Smolnie Wielkim;

Urszula (moja mama) ur. 1932 r., wyszła za mąż za Antoniego Pławskiego ze Strzałowa koło Baranowicz, ojciec zmarł w 1990 roku, pochowany na cmentarzu w Smolnie Wielkim;

Edward ur. 1935, ożenił się z Kazimierą ( nazwiska nie pamiętam), zmarł w 1999 roku, pochowany na cmentarzu w Grotowie,k. Żar;

Zbigniew ur. 1938, stanu wolnego, mieszka do dzisiaj w Smolnie Wielkim w rodzinnym domu babci Olgi;

Julian ur. 1941, ożenił się z Haliną Nowicką,  mieszka w Pabianicach;

Krystyna ur. 1945, wyszła za mąż za Henryka Rusieckiego, mieszka w Sulechowie.

Mogę jedynie żałować, że większość rodzeństwa mojej mamy nie żyje. No cóż, czas mija nieubłaganie i nic na to nie poradzimy.

Przypomniałem sobie jeszcze, że moja babcia Olga miała troje rodzeństwa, od mamy dowiedziałem się o dwojgu z nich.

Adam Studziński ur. 1903 r. zmarł w 1977 roku;

Roman Studziński ur. 1900 r. zmarł w 1920 roku w czasie wojny polsko- bolszewickiej.

Parę słów o byłych mieszkańcach Wodnik...

Dowiedziałem się od mojej mamy, że w Wodnikach jej sąsiadami i bliskimi znajomymi były takie osoby jak: pani Helena Wołczuk z d. Horbaczewska (mieszkała w Wodnikach, teraz prawdopodobnie w Łanach, wyszła za mąż za Ukraińca p. Wołczuka jeszcze przed wojną), pan Sygal z pochodzenia Żyd  ( był jej sąsiadem), inny Żyd - Zigo  miał jedyny we wsi sklep. Niedaleko mamy mieszkał jej wujek Adam Studziński - brat mojej babci. Ine osoby zamieszkałe wtedy w Wodnikach to : rodzina Kopyś, pan Berezowski, pan Cieślowski, rodzina pana Kluczewskiego (był leśniczym, a pochodził ze Stanisławowa).  W Delejowie mieszkała Józefa Costazza, która była ciocią mojej mamy.

Następnym mieszkańcem Wodnik, o którym ostatnio się dowiedziałem jest pan Zygmunt Mackiewicz. Okazało się, że był on bardzo dobrym kolegą mojego wujka Edmunda Wene. Podobno był bardzo pogodnym i wesołym człowiekiem. Jego ojciec był niskiego wzrostu. Charakteryzował go ten szczegół, że podobno chodził w wojskowych butach, tzw. saperkach.

Kształt Wodnik.

Wodniki były niedużą wsią jeśli chodzi o liczbę mieszkańców, jednak obszarowo była to całkiem spora wieś o wydłużonym kształcie. Większość domów położona była wzdłuż głównej drogi. Na północnym krańcu wsi znajdował się dom mojej babci Olgi, a na przeciwległym krańcu znajdował się pałac Strawińskich. Bardzo żałuję, że już go nie ma. Chciałbym chociaż wiedzieć, jak on wyglądał? Może ktoś z mariampolan potrafiłby chociaż go opisać słowami?

Otrzymałem z mojego źródła kolejne ciekawe informacje o niektórych mieszkańcach tej wsi.

Józef Berezowski mieszkał w Wodnikach ze swoją matką, po wojnie kilkakrotnie przyjeżdżał do mojej babci Olgi w latach 1948-49, nie miał dzieci; później ożenił się i zamieszkał prawdopodobnie w okolicach Rzeszowa.

Pińczakowie pochodzili z Rzeszowszczyzny. Przyjechali do Wodnik na początku lat 20-tych. Po zakończeniu wojny przyjechali do Świebodzina (lubuskie). Mieli dwie córki- Emilię i Janinę. Starsza z nich Janina wyszła za mąż w Świebodzinie za p. Borkowskiego, po ślubie zamieszkała w Rusinowie, niedaleko Świebodzina.

Halskisonn, tak prawdopodobnie nazywał się rosyjski Żyd, który kupił dom w Wodnikach, miał dwójkę dzieci- córkę i syna.

W Wodnikach mieszkał Jerzy Dąbrowski, trzymał do chrztu moją ciocię Krystynę Rusiecką z d. Wenne. Mieszkał też drugi Dąbrowski (podobno nie byli krewnymi) o imieniu Michał, który podobno postradał zmysły po utracie swojej dziewczyny i później zniknął ze wsi.

Po drugiej stronie Dniestru mieszkali w osobnym domu Wierzbińscy.

W Wodnikach mieszkali Biełanowie. Była to ukraińska rodzina, jeden z ich synów wyjechał do Krakowa studiować.

Mój dziadek Grzegorz ukrywał w swej stodole przez jakiś czas rodzinę wodnickiego Żyda - Zigo. Jednak po pewnym czasie rodzina ta zniknęła i nie wiadomo, co dalej z nią się działo.

W Mariampolu uczyła młodzież kościelną pewna starsza pani, która była niewidoma. Podobno była bardzo zdolna, uczyła też gry na pianinie.

Sołtys Wodnik pan Koczut był wprawdzie Ukraińcem, miał jednak we wsi wielkie poważanie wśród wszystkich mieszkańców. Kiedyś u mojej babci Olgi przebywali Węgrzy, którzy prawdopodobnie poszukiwali ropy naftowej. Wtedy to mój dziadek Grzegorz otrzymał od nich dwa granaty. Później je dał panu Augustyniakowi, mieszkańcowi Wodnik. To dzięki tym granatom uratowano wielu Polaków przed ukraińskimi pogromami, którzy chcieli mordować Polaków. Działo się to w tym samym mniej więcej czasie, gdy w pobliskim Wołczkowie Ukraińcy dokonali okrutnej rzezi Polaków.

W tym samym mniej więcej czasie Ukraińcy pomyłkowo chcieli zabrać mojego wujka Edwarda, którego pomyłkowo wzięli za Żyda, którego poszukiwali od długiego czasu. Dopiero interwencja mojego dziadka pomogła- uwolnili wujka Edwarda.

W Wodnikach mieszkało 9 rodzin polskich, resztę mieszkańców stanowili Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi i Tatarzy (karaułowie). Jednak ta wielonarodowość nie stanowiła tam większego problemu, dopóko nie zaczęły się ukraińskie "polowania" na Polaków.

Teraz kilka słów o zwyczajach, jakie panowały we wsi w tamtych czasach. Mieszkańcy wybierali co roku spośród siebie Mikołaja, który chodził po wsi i rozdawał dzieciom prezenty. Na prezenty składali się rodzice. Po wsi chodzili też kolędnicy, święta Bożego Narodzenia, ale także i wielkanocne, obchodzone były bardzo uroczyście i inaczej niż teraz. Nie było wtedy takiego marketingu, nastawienia na materializm jak teraz.

Dowiedziałem się od mojej mamy, że pan Jacużyński był dochodzącym nauczycielem języka polskiego. Chodził po polskich rodzinach i nauczał dzieci pisać i czytać ojczystego języka. Uczył też w szkole w Mariampolu. Był niskiego wzrostu, nosił brodę. Podobno był człowiekiem bardzo miłym i uczynnym.

W Wodnikach funkcjonowała 4- klasowa szkoła powszechna. z rodzeństwa mojej mamy tylko jej siostra Stanisława kształciła się dalej w szkole w Mariampolu.

Rodzina mojej mamy przez pewien czas mieszkała w Stanisławowie, przy ulicy Lotniczej, u cioci mojej mamy Emilii Ilnickiej. Było im tam jednak bardzo ciężko, cierpieli w tamtym czasie wielki niedostatek. Mieszkali u niej przez trzy miesiące, a to dlatego, gdyż zostali zmuszeni na ten czas do ucieczki z domu przed ukraińskimi pogromami. Podczas tamtego ciężkiego okresu bardzo pomagały im znajome Rosjanki, które były lotniczkami na pobliskim lotnisku. W tamtym czasie podtrzymywały one moją babcię jak tylko mogły na duchu. Była w tym czasie bardzo chora, a na dodatek była w tym czasie w ciąży.

Na krótko wrócili do Mariampola i stamtąd już niedługo później wyjechali na zachód. Brat mojej babci- Adam Studziński pracował na kolei w Wodnikach, był tam dróżnikiem. Prosto z jego posterunku Niemcy aresztowali go i wywieźli do obozu w Oświęcimiu. Dopiero po wyzwoleniu wrócił na zachód.  Był bardzo wychudzony i wycieńczony. Wyobrażam sobie jak wielka była radość gdy wrócił do domu. Podobno wszyscy już go pogrzebali, on jednak wrócił cały, ale może nie za bardzo zdrowy. Z tego co pamiętam, a widziałem go i znałem osobiście, był później człowiekiem słabego zdrowia. Często chorował na płuca, później zmarł prawdopodobnie na raka płuc.


Wodniki w słowniku z 1887 roku.
 Oto, co podaje na temat Wodnik "Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i krajów słowiańskich":
"Wodniki- wieś w powiecie stanisławowskim, 22 klm na północny wschód od sądu powiatowego w Haliczu, 6 klm na północny zachód od urzędu pocztowego w Maryampolu. Na północny zachód leżą Dubowce, na północny wschód Łany, na południowy wschód Maryampol, na południowy zachód - Jezupol.
Wzdłuż granicy zachodniej i południowej płynie Dniestr. Na lewym jego brzegu leżą zabudowania. Zachodnią częścią obszaru przebiega kolej lwowsko- czerniowiecka, przechodząc przez most na Dniestrze.
Średnia wzniesienia obszaru wynosi 215 mtr.
Własność większ. ma roli ornej 70 morgów, łąk i ogrodów 14, pastwisk 5, lasu 123 morgi. Własność mniejszościowa roli ornej 273, łąk i ogrodów 13, pastwisk 81, lasu 9 morgów.
W roku 1880 było 48 domów.
Parafia rzymsko- katolicka w Maryampolu, grecko- katolicka w Dubowcach. We wsi jest cerkiew p.w. Narodzenia Chrystusa Pana i szkoła 1- klasowa."

Kilka słów o pałacu Strawińskich.

Jesienią 1945 roku Rosjanie spustoszyli pałac Strawińskich w Wodnikach. Zrabowali bardzo dużo cenych przedmiotów i pamiątek rodzinnych, a resztę sprzętów zniszczyli i po prostu spalili. Po jakimś czasie pałac został rozebrany, a dzisiaj pozostały po nim tylko jedynie resztki fundamentów.

W pobliżu pałacu był piękny sad- on też został zdewastowany i zniszczony. Mama opowiadała mi, ze w pobliżu pałacu było wzgórze zwane "Hetmanką". Służyło ono dzieciom do zabawy, zwłaszcza podczas zimy. Na szczycie tego wzgórza była studnia, z niej odprowadzana była rurami woda do pałacu.



Przyszła już kolej, żeby przedstawić moją rodzinę na fotografiach. Nie mam wprawdzie tego zbyt wiele, ale to , co mogę to umieszczę.
W tym miejscu jest fotografia mojego ojca z babcią Olgą Wenne.


Kolejne zdjęcie pochodzi z pogrzebu kogoś z rodziny Studzińskich ( z Lubina). Na zdjęciu widać moją babcię, jej brata Adama Studzińskiego(stoi obok niej), moich wujków Studzińskich z Lubina- Mieczysława i Zbigniewa, jest też moja ciocia Stanisława Kostańska.


Na kolejnym zdjęciu przedstawiam część mojej rodziny- jest tutaj mój ojciec z mamą Urszulą(siedzi po prawej stronie, obok niej siedzi jej brat Edmund z żoną Katarzyną z Obaczów, dalej jest moja babcia Olga, koło niej z lewej mój wujek(mamy brat) Julian i kuzynka Zofia( córka mojej cioci śp. St. Kostańskiej).


Na kolejnej fotografii znajduje sie fotografia mojej kuzynki. Jest to córka mojej cioci Ludomiry Pławskiej z d. Costazza- Elżbiety. Mieszkała w Szczecinie, ale niestety juz nie żyje.



O rodzinie Costazza.

Od kiedy dowiedziałem się o istnieniu tej rodziny, to spodobało mi się to niecodzienne nazwisko. Gdy już zająłem sie tym tematem bardziej dogłębnie, to okazało się, że rodowód tej rodziny, jego dalsze losy, były równie fascynujące jak brzmienie tego nazwiska.
Najstarszym przodkiem tej rodziny, o którym coś wiem, był Arnold Costazza, urodzony około 1875 roku w Bolzano we Włoszech. Był wachmistrzem 7 Pułku Ułanów Zmotoryzowanych. Pracował w starostwie w Rohatynie jako adiunkt, wczesniej służył w armii austriackiej. Zmarł 7 marca 1920 roku w Rohatynie. Jego żona była Helena z domu Stefanowicz, urodzona w 1878 roku w Barszczowicach w powiecie lwowskim. Zmarła w lutym 1966 roku w Bytomiu, ale pochowana została na cmentarzu w Zabrzu.
Ich dziećmi byli:
- Ernestyna Blicharska, urodzona w 1902 roku, zmarła w 1961 roku w Gliwicach, miała męża Stanisława Blicharskiego, ur. w 1899 roku, zm. w 1935 roku we Lwowie. Stanisław jest pochowany na cmentarzu Orląt Lwowskich. Był dowódcą pierwszego działa zdobytego na wrogu w wojnie polsko-bolszewickiej.
- Maria Costazza, zmarła w 1946 roku. Była siostrą zakonną zakrystianką- Gabrielą. Została pochowana w Pławniowcach.
- Adela Zborowska  ur. w 1913 roku, zmarła w 1985 roku w Blachowni, jej mąż pracował w Mościskach.
- Kazimiera Costazza, ur. w 1910 roku, zmarła w Rzeszowie 12 lutego 1933 roku.
- Włodzimierz Costazza, ur. około 1905-1907 roku, zmarł około 1940 roku, prawdopodobnie zaginął na wojnie.


Ludomir Costazza


- Ludomir Costazza, ur. 1905 rok, zmarł w 1940, zaginiony na wojnie. Jego żoną była Józefa z domu Wenne, siostra mojego dziadka- Grzegorza. Józefa urodziła sie 24 czerwca 1901 roku, zmarła 8 lutego 1974 roku, pochowana na cmentarzu w Szczecinie.Józefa Costazza przybyła po wojnie do miejscowości Klenica gm. Trzebiechów, obecne woj, lubuskie. Miała tam duży dom ze  sporą posiadłością. Gdy już sprzedała majątek, podzieliła go między dzieci. Kamienicę z przyległościami przejęły siostry zakonne. Józefa wraz ze swą rodziną wyjechała do Szczecina, zamieszkali w pięknej i spokojnej dzielnicy- Pogodno. Zmarła tam w latach 70-tych, jest pochowana na miejscowym Cmentarzu Centralnym.Jej córką była zmarła niestety w styczniu tego roku Ludomira Pławska z domu Costazza.



Tak samo zresztą jak jej siostra Zdzisława Reder, która pochowana została latem tego roku. Życiorys Ludomiry był bardzo fascynujący, równie ciekawy, jak jej matki. W czasie wojny zaciągnęła się do oddziału tzw. "Platerówek". Z oddziałem tym przeszła cały szlak bojowy aż do Berlina. Prowadziła po wojnie wraz ze  swym mężem Władysławem Pławskim wytwórnię napojów gazowanych. W roku 1989 wyjechała do Niemiec, do swej córki. Miała tam pozostać na stałe, wróciła jednak do kraju, aby tu umrzeć w styczniu 2007 roku.
Małżeństwo Ludomira i Józefy miało nastepujące dzieci:
- Ludomirę (wczesniej już wspomnianą)
- Zdzisławę Reder
- Arnolda , ur. 20.12.1929 rok, zmarł 29.04.1994 roku w Szczecinie
- Ottona, ur. w 1931 roku, zmarł tragicznie od wybuchu niewypału w 1946 roku.

Kolejnym dzieckiem małżeństwa Arnolda i Heleny był Zdzisław Costazza, urodzony w 1910 roku, zmarł w 1972 roku, pochowany w zarach w woj. lubuskim. Wziął ślub ze swoją żoną Heleną z domu Gądek w 1947 roku.
Najmłodszym z rodzeństwa był Władysław Costazza, urodzony 15 kwietnia 1913 roku w Rohatynie, zmarł 12 maja 1969 roku w Zabrzu. Jego żona była Brygida Schneider, urodzona 17 sierpnia 1925 roku w Zabrzu.
Wracając jeszcze do Józefy Costazza- miała ona rodzeństwo:
- Grzegorza Wenne 1894- 1956 (pochowany na cmentarzu w Smonie Wielkim)
- Emilię Ilnicką
- Annę Wenne
- Juliusza Wenne
- Edmunda Wenne
- Adelajdę Świerczak (była przyrodnią siostrą).
Jeszcze tylko krótki tekst, napisany na podstawie wspomnień mojej mamy:  Costazza:"Józefa Costazza mieszkała z mężem przed wojną w Delejowie przez kilka lat. Potem zamieszkali w Mariampolu, mieli tam sklep rzeźnicki. Męża Józefy zabrali na front. Niedługo po tym wyjechała z rodziną do Stanisławowa. Tam mieszkała przy ul. Lipowej. Jej córka Ludomira walczyła na froncie w tzw. "Platerówkach". Mąż Józefy zaginął, bądź zginął w czasie wojny. W każdym bądź razie z wojny już nie wrócił.
Rodzina Costazza wyjechała na zachód. Osiedlili się najpierw w Jenińcu pod Gorzowem, jednak praca na roli nie okazała się ich powołaniem i ostatecznie osiedli w Szczecinie. Zamieszkali w dzielnicy Pogodno. Jako frontowcy otrzymali piękny dom. Ludomira wcześniej poznała Władysława Pławskiego, starszego brata mojego ojca. Niedługo potem wzięli ślub. Siostra Ludomiry, Zdzisława zamieszkała też w Szczecinie, lecz w innej dzielnicy. Wyszła tam za mąż za Węgra Ferencsa Redera.
Mąż Józefy był z pochodzenia Włochem. Podobno był bardzo pogodnym i towarzyskim człowiekiem. Był bardzo lubiany. Wiem też, że był bardzo przystojnym i wysokim mężczyzną.
Józefa była bratową mojej babci Olgi. Mąż babci Olgi byl bratem Józefy, tzn. że miała ona panieńskie nazwisko Wenne. Józefa była dla mojej mamy ciocią.
Z opowiadań mojej mamy dowiedziałem się, że Józefa będąc jeszcze na wschodzie, często udzielała schronienia różnym uciekinierom i uchodźcom, m.in. Węgrom, Francuzom, Czechom, Niemcom. Od nich to nauczyła się mówić po węgiersku i francusku.
Syn Józefy - Arnold był bardzo podobny do swego ojca, miał czarne falowane włosy."

Juliusz (Julian) Wenne.
Dzięki Romanowi Wenne z Sopotu (mojemu kuzynowi), otrzymałem plik bardzo interesujących dokumentów dotyczących jego dziadka- Juliusza Wenne. Okazuje się, że jego dziadek był bratem mojego dziadka - Grzegorza Wenne, tak więc w prostej linii, jesteśmy kuzynami, którzy do jakiegoś czasu nie wiedzieli o sobie. Doprawdy, warto dla takich chwil grzebać się w genealogii...
Oto portret Juliusza Wenne z roku 1916, gdy rozpoczął swą służbę w Legionach Polskich.




O moim dziadku Grzegorzu...

  Nie wiem, czy o tym kiedykolwiek wspominałem, ale nigdy nie widziałem na fotografii mojego dziadka Grzegorza Wenne. Dopiero, gdy spytałem mojej mamy o zdjęcia dziadka, to okazało się, że dziadek właściwie to nigdy nie pozował do zdjęć rodzinnych i nie zachowała się żadna jego fotografia. Podobno sam mawiał, żeby zapamiętać go takim, jakim był za życia, bo żadna fotografia nie będzie go przypominać. i tak bylo chyba w istocie, gdyż w rozmowach z członkami rodziny, wszyscy potwierdzają, że nie robił sobie żadnych zdjęć. A szkoda...
   W dalszym jednak ciągu nie mogę rozwikłać zagadki, skąd rodzina Wenne przybyła, zanim osiedliła się w Wodnikach. Podobno przed 1920 rokiem mieszkali na terenie Małopolski, gdzieś w okolicach Przemysla. To jednak zbyt mało dla mnie. Wiedziałem od dawna, że rodzina ta miała mieć bawarski rodowód. Prólbowałem zbadać ten wątek, ale tu pojawił sie problem niedoczasu. Znalazłem zapiski o tej rodzinie już w XV wieku w Szkocji, tam ród ten miał swą siedzibę rodową, własny herb. Później rozprzestrzenili się na całą Europę. Część z nich wyjechała do Ameryki i Kanady. W Europie osiedlali się m.in. w Holandii, Belgii, Niemczech. I być może ten bawarski odłam był częścią moich Wenne. To wszystko jednak hipotezy...
   Trochę więcej wiem w tej chwili o rodzinie mojej babci- Olgi. Była ona z domu Studzińska. Ostatnio dowiedziałem się iż jej rodzice mieli kamienicę na wojnickim rynku. Tak więc Studzińscy  musieli tam mieszkać jeszcze w XVIII wieku, skoro archiwa wojnickie wspominają o niejakim Wojciechu Studzińskim, który był właścicielem kamienicy na rynku w Wojniczu. Wiem z opowiadań mojej babci, że urodziła się ona właśnie w Wojniczu w 1905 roku...





 
 
  Stronę odwiedziło 308544 odwiedzającyosób  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja