O genealogii i historii słów kilka...
  Mój felieton.
 
  Na tej stronie będę pisał od czasu do czasu felietony, nie tylko o genealogii. O czym będą felietony? O tym, co niesie nasze codzienne życie, ale na pewno nie o polityce. Tylu innych znakomitych autorów tym się zajmuje, a ja nie mam zamiaru robić im konkurencji. Mam zamiar skupić się na sprawach jak najbardziej przyziemnych, dotyczących nas na codzień.





Miałem nie zaczynać tego felietonu od genealogii, ale tak się złożylo, że to od niej wszystko się zaczęło. Nigdy nie rozpocząłbym poszukiwania moich przodków, gdyby nie kupno komputera i założenie internetu. Dopiero gdy miałem już internet, to sprawdziłem z czystej ciekawości, czy jest chociaż jakikolwiek materiał opublikowany o rodzinie Pławskich. Okazało się , że było tego całkiem sporo. Materiały te, były jednak o tyle dla mnie niepełne, że były dla mnie jakieś chaotyczne, bez ładu i składu. Były to właściwie notki i wpisy na temat tego nazwiska. Dopiero, gdy ukazało się drzewo rodziny Pławskich z Bogdańca, wtedy zrozumiałem, ile pracy przede mną i wiedziałem też, że zrobię to. Miałem i mam do tej pory to przekonanie, że wiele pracy przede mną.
  Dzięki nawiązaniu współpracy z wielką liczba ludzi, mogłem wreszcie uznać, że moja praca zaczyna przynosić pierwsze efekty. Założyłem blog o rodzinie Pławskich i jak się okazało, była to trafna decyzja. Stworzyłem w nim swoisty bank danych o tej rodzinie. Dzięki pozyskiwaniu różnych informacji, zdjęć, map, dokumentów, blog rósł z pożytkiem dla osób zainteresowanych. Dzisiaj wiem o tej rodzinie już bardzo wiele, ale wiem, że wiem jeszcze naprawdę mało na ten temat. Cieszę sie, że tym blogiem sprawiłem satysfakcję wielu członkom mojej rodziny- tym bliższym i tym całkiem nieznanym.
Robię to wszystko całkowicie bezinteresownie. Nieraz spotykałem się z pytaniami, czy prowadzę jakąś agencję poszukiwań genealogicznych. Trochę mnie to rozbawiło. Nie uważam siebie za profesjonalistę, wszystko robię dla własnej i czyjejś satysfakcji. Wyrazy podziekowań i sympatii są dla mnie najlepszą nagrodą. Oprócz tego od dawna pomaga wielu innym znajomym i całkiem obcym ludziom w poszukiwaniach przodków. Przez ten czas, od kiedy bawię się w genealogię, zdobyłem już  tyle wiedzy i doświadczenia w poszukiwaniach, że bez zastanowienia zacząłem pomagać innym. Zresztą uważałem zawsze to za swój obowiązek. Sam nie wprowadzałem się do genealogii. Nim zacząłem na poważnie poszukiwania, korzystałem z pomocy wielu ludzi dobrej woli. Nie będę tu wymieniał ich nazwisk, czy nicków, aby nikogo nie pominąć. Jestem im do dzisiaj wdzięczny za pomoc i do dziś utrzymuję z nimi kontakty. W ogóle środowisko genealogów jest bardzo specyficznym środowiskiem- skupia ludzi różnorakiego autoramentu. Są tutaj ludzie bardzo wykształceni i bez wykształcenia, bardzo bogaci i biedni, starzy i bardzo młodzi, Polacy, ale też ludzie z różnych krajów. Taka jest właśnie genealogia- jednoczy wszystkich w jednym celu. Tym celem jest nasza pasja. Kto raz "wdepnął" w jej otchłań, ten już nie ma odwrotu, nie  potrafi się wycofać i zrezygnować. I to jest w niej piękne- nieustanne poszukiwanie, zgłębianie różnych tajemnic i przede wszystkim ciągła nauka...


Po co grzebać w czyichś życiorysach?

Tak prowokacyjnie zadane pytanie wcale mnie już nie dziwi. Spotykałem się z nim wiele razy. I wiele razy musiałem odpowiadać różnym malkontentom (zwłaszcza z mojej rodziny), że jest sens grzebać się w obcych zyciorysach. Chocby po to, aby samemu przekonać się, jak ludzie żyli wiele wieków temu, jakie były ich konotacje rodzinne, w jakich warunkach przychodziło im żyć. I najważniejsze- co musieli przeżyć, przed jakimi musieli stawać wyzwaniami i dylematami. Kiedyś żyło się zupełnie inaczej. Obywatele naszego kraju niejednokrotnie musieli udowadniać swój patriotyzm, wielu z nich miłość do Ojczyzny przypłaciło życiem. Chciałbym uświadomić wielu niedowiarkom, że to , co przeżyli nasi Przodkowie, należy w jakiś sposób uwiecznić, nie można o tym zapominać. W taki to właśnie sposób, niepostrzeżenie, mimowolnie, sami poznajemy krok po kroku dzieje naszego narodu. To nieprawda, że genealodzy szukają przede wszystkim swych szlacheckich korzeni., chociaż wielokrotnie spotykałem się nawet z naciąganiem faktów, aby tylko udowodnić czyjąś szlacheckość. Nie wszyscy rzecz jasna, mogli mieć szlacheckie pochodzenie. Dla mnie ogromną satysfakcją jest sam fakt, że moge odkryć swych przodków, choćby mieli nawet najniższe pochodzenie. Wszyscy ci ludzie tworzyli historię naszego narodu i każdy z nich miał w niej swój udział. Pamiętajmy o tym.



Gorzowska wyprawa.

Przez ostatnie trzy dni przebywałem w Gorzowie Wlkp. u mojej rodziny i muszę przyznać, że nie był to czas stracony. Odwiedziłem siostrę mojego ojca-ciocię Helenę. To dzięki jej niezawodnej jeszcze pamięci, dowiedziałem się iż moim pradziadkiem był Władysław Pławski, urodzony około 1855 roku, a jego żoną była Franciszka. Niestety, nie dowiedziałem się, jakie było panieńskie nazwisko mojej prababci. Ale muszę cieszyć się i  z tego. Dowiedziałem się też sporo o rodzeństwie mojej cioci Adolfiny Pławskiej (żony stryja Piotra Pławskiego). Od drugiej cioci- Stanisławy, żony najmłodszego brata mojego ojca-Jana Pławskiego, dowiedziałem się z kolei sporo o jej rodzinie i przodkach.
Dosyć sporo wiadomości uzyskałem od następnej cioci, którą odwiedziłem. Była to żona kuzyna mojego ojca- Leokadia Pławska z domu Kotlarz. Myślę, że ciocia się nie pogniewa, iż umieszczę tutaj jej zdjęcie. Pozostawiła jednak tyle ciekawostek dla mnie, że chociaż w ten sposób mogę się odwdzięczyć.




Ciocia Helena jednak dostarczyła mi najwięcej wiadomości. Dzieki niej wiem już bardzo dużo o Strzałowie - rodzinnej wsi moich dziadków. Przygotowuję obszerniejszy tekst na temat Strzałowa, który opublikuję na moim blogu o rodzinie Pławskich (adres zapewne znacie, jeśli nie, znajdziecie go w linkach). Najważniejsze jednak w tej genealogicznej wizycie, było poznanie wielu sekretów i tajemnic rodzinnych, włącznie z tym, że na poczatku XX wieku, nasza rodzina posiadała herb rodowy- Radwan, który to widniał na niektórych dokumentach, o czym ciocia Helena wspomniała. Niestety, nie zachował się do dziś żaden z nich, tak samo zresztą jak metryki rodzinne- spalone przez bolszewików, gdy przez tereny Strzałowa i okolic przechodził front. Ale o tym następnym razem...

Napisałem o tym wprawdzie na moim blogu o Pławskich, ale powtórzę- wieś Strzałowo była sporą wsią , jak na tamte czasy, liczyła bowiem ponad 120 domów. Była podłużnego kształtu. Od północy znajdował się przysiółek- Podkryniczna, w którym mieszkało sporo członków mojej rodziny.

*                             *                         *

No i po mistrzostwach Europy dla naszych "Orłów". Coś jednak cieniutko latały te nasze Orły na tej imprezie. Nie będę ukrywał, że jestem tym rozczarowany. Też dałem się zaczarować przez tę propagandę sukcesu, ale co innego wiara, a co innego rzeczywistość. Wszyscy chcieli dobrze, a wyszło...jak zwykle.

*                           *                           *

Nie chciałbym, żeby moi czytelnicy myśleli, że żyję wyłącznie genealogią. To by świadczyło o kompletnym bziku na tym punkcie. Oprócz genealogii interesuję się od zawsze sportem, ale także i ambitną muzyką, polityką (ale ostatnio coś jakby trochę mniej, jestem zniesmaczony bezradnością i bezczynnością naszego Super-Rządu, który miał zrobić  nam tyle dobrego). Interesuję się literaturą, sporo piszę sam, ale jak do tej pory raczej do szuflady. Było kilka wyjątków, kiedy to brałem udział w konkursach literackich im. E. Paukszty w Kargowej. Z jakim skutkiem? Zdobyłem kiedyś wyróżnienie. Ostatnio, jak wiecie, pracuję nad monografią na temat Smolna Wielkiego  (mojej rodzinnej miejscowości). No...ale się odkryłem! Nie chciałbym, abyście myśleli, że zdobywanie i publikowanie wiadomości i tekstów genealogicznych, to moja jedyna rozrywka. Chociaż...ilekroć otrzymuję ciekawe materiały, to nie mogę się powstrzymać, aby je opublikować i robię to- raz gorzej , raz lepiej. Myślę, że tego typu działalność ma jednak sens, mam spore już grono przyjaciół i naśladowców, których wciągnęła ta pasja. Ostatnim moim sukcesem jest współpraca z genealogami z Rosji, Białorusi i Ukrainy. Jaki będzie tego plon? Może okazać się, że za jakiś czas dojdzie do szerszej współpracy między genealogami z naszych krajów. Gdybym od czasu do czasu publikował jakieś teksty w języku rosyjskim, to wyłącznie z myślą o naszych rosyjskojęzycznych przyjaciołach...


Od pewnego czasu szwankował mi komputer, aż w końcu twardy dysk zapiszczał i tyle było jego pracy... No, cóż- musiałem w końcu wymienić go na nowy. Straciłem trochę danych, ale najważniejsze, że mogę pisać dalej. W moich poszukiwaniach niewiele się zmieniło, chyba tylko to, że pomagam coraz częściej innym. Taki już jest los, nas genealogów. Jak już trochę się oswoimy z tematem, to pomagamy nowicjuszom...Tak powinno być.

Trochę o genealogii...

   W ostatnim czasie pojawiły się zarzuty pod moim adresem, że jako rasowy genealog powinienem przeprowadzić chociaż jedną kwerendę. Tak, to fakt. Jednak z drugiej strony nie wszyscy z nas swoje poszukiwania prowadzą wg utartego szablonu. Ja poszedłem inna drogą i wcale nie mam zamiaru jej zmieniać. Po prostu nie robię kwerendy na temat osób, które albo sam znam, albo ktoś z mojej rodziny. To w dużej mierze zasługa członków mojej rodziny, że moje drzewo rozrosło się już do sporych rozmiarów (ponad 300 osób). Jestem za tym, żeby przeprowadzać kwerendę tych członków rodziny, którzy żyli co najmniej sto lat temu i więcej. Tak więc w przypadku mojego dziadka czy pradziadka, możnaby tak zrobić i pewnie kiedyś to zrobię, jednak nie zawsze jest to możliwe. Np. nie mam co liczyć na metrykę mojego dziadka- Józefa Pławskiego. Dowiedziałem się jakiś czas temu, że chyba wiekszość metryk kościelnych z parafii Nowosady uległo zniszczeniu, lub zostało spalonych . Może kiedyś podejmę jakieś kroki w tym kierunku, ale na pewno nie teraz. Wiem, jak bardzo ekscytujące musi byc otrzymanie kopii starych metryk nieraz mających sto lub więcej lat. Mnie wystarcza sam fakt poznania moich przodków. Nie mam aż tak wielkich ambicji, aby "dokopać się " do XVI, XVII wieku. Bo chyba tu nie o to chodzi.
Dla mnie genealogia jest jakby drugim życiem. Wiadomo, że pasjonuję się samym szukaniem moich przodków. Jednak w ostatnim czasie coraz bardziej pochłania mnie pomoc innym genealogom- tym mniej doświadczonym, ale też starym wyjadaczom, dla których nieraz mam ciekawe informacje. Wiem, że nieraz przez to zaniedbuję swoje własne fora, strony czy blogi. Niestety, mój czas nie jest z gumy i nie na wszystko wystarcza mi czasu. Martwi mnie, że mam już bardzo długi zastój na moim blogu o Wodnikach. Ale tak już jest, że nie zawsze można miec jakieś rewelacje. A pisać z kolei o byle czym nie ma sensu. Poza tym, może temat się już przejadł, bo od dawna nie mam kontaktu z moimi czytelnikami. Może to tylko chwilowe. Tak samo jest z tą stroną- nie zawsze piszę coś nowego, nie zawsze też będę publikować jakieś nowości. Z tą stroną mam trochę dylemat- jest ona jakby połączeniem wszystkich moich blogów i dobrze byłoby skupić się tylko na niej. Z drugiej jednak strony, rozumiem siłę przyzwyczajenia moich czytelników, którym trudno będzie wytłumaczyć, że teraz wszystko będzie na jednej stronie. I tak chyba jeszcze będzie na starych zasadach przez jakiś czas, dopóki nie zaprzestanę pisania, co myślę, tak szybko nie nastąpi...


Postanowiłem na łamach Naszej Klasy utworzyć nowe forum. Dałem mu nazwę- Poradnia Genealogiczna. Funkcjonuje dopiero drugi dzień, ale już mam pierwsze zlecenia i kontakty. Wydaje mi się, że każdy w miarę doświadczony genealog powinien dzielić się swoją wiedzą z innymi, mniej doświadczonymi. I ja to robię i zachęcam innych do takiej pomocy.

------------------------------------------------------
Zdrowych, pogodnych Świąt Wielkanocnych,
pełnych wiary, nadziei i miłości.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny
i wśród przyjaciół
oraz wesołego Alleluja
życzy...
Józek

-------------------------------------------------------
Byłem kolejny już raz w Bogdańcu, Gorzowie i okolicach. Plon mojej wyprawy przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Ale o tym już niebawem...


Dowiedziałem sie sporo o dawnym, przedwojennym Strzałowie od pana Stanisława Pławskiego z Kwiatkowic i od pana Pawłowskiego. Zwłaszcza pan Pawłowski bardzo wiele pamięta z tamtych czasów. Oto niektóre tylko jego wspomnienia spisane przeze mnie:

Otóż mój rozmówca- Antoni Pawłowski pochodzący ze Strzałowa z tzw. malwińczyków. Jego ojcem był Aleksander Pawłowski. Pan Pawłowski jest kuzynem mojego wujka- Jana Pawłowskiego, który jest mężem mojej cioci- Heleny z domu Pławskiej (siostry ojca), która mieszka w Gorzowie.
Oto w sporym skrócie ciekawostki, które mi przekazał pan Antoni:
W Strzałowie koło szkoły mieszkał Pawłowski, obok niego Jan Siewruk. Naprzeciwko Siewruka stał nowo wybudowany dom Butrymówny, obok mieszkali Nowiccy, którzy mieli dwa domy. Po drugiej stronie drogi mieszkali: Pławski Józef, Pławski Piotr, Wincenty Butrym.
Przez jakiś czas sołtysem we wsi był Józef Butrym (w czasie niemieckiej okupacji), sołtysem był Bronisław Pławski (ojciec Stanisława Pławskiego, mieszkańca Kwiatkowic, u którego również byłem).
Obok wioski, tuż przy lesie miał wielkie gospodarstwo ks.Ciechanowicz, który miał tam spory dwór i folwark.
W Strzałowie pozostał do dziś jeszcze jeden Pawłowski, który ożenił się z kuzynką pana Pawłowskiego.
Ojciec pana Pawłowskiego- Aleksander miał około 5- hektarowe, ale bardzo rozdrobnione gospodarstwo składające się z kilku kawałków ziemi, każdy gdzie indziej. Uprawiali najczęściej żyto, łubin, ziemniaki. Gospodarstwa były skromne- najczęściej 1-2 krowy, jeden lub dwa konie, trochę trzody i drobiu.
Z tyłu wioski płynęła rzeczka Mołotowka (Młotówka?). pan Antoni pamięta,że moi dziadkowie mieli piękny, duży drewniany dom. Doskonale też pamięta rodzeństwo mojego ojca. Gdy przypomniałem mu iż brat mego ojca- Bernard (wołali na niego Bernek) zginął młodo od wybuchu prawdopodobnie granatu lub niewybuchu, wspomniał, iż w pobliżu Strzałowa Niemcy mieli dużą prochownię i tam podobno zginął brat mego ojca.
Najstarszy brat mojego ojca- Piotr Pławski (zwany Pietryk), wybudował nowy dom w Podkrynicy. Miał tam z żoną Adelą (właściwie Adolfiną, ale wszyscy tak do niej się zwracali) średniej wielkości gospodarstwo rolne. W Podkrynicy mieszkał także Józef Pławski, który był kawalerem, również Ignacy Butrym. Do dziś w Łupowie pod Gorzowem mieszka Władysław Pławski, który tam wtedy też mieszkał.
Pan Antoni Pawłowski mieszkał w Strzałowie niedaleko 4- klasowej szkoły. Wspomina, że nauczycielami byli w niej państwo Jabłońscy.
W niedalekich Miłowidach był tzw. sielsowiet. Parafia katolicka dla Strzałowa była w Nowosadach, ale przed I wojna światową parafia była w Nowej Myszy. Pierwszym proboszczem w Nowosadach był ks. Ciechanowicz, który był bardzo zamożny, a jego włości rozciągały się od Nowosadów poprzez Strzałowo, aż do Leśnej.
Po I wojnie światowej Niemcy spalili niemal całe Strzałowo. Dlatego też większość budynków w Strzałowie wybudowano po pierwszej wojnie. Jeszcze przed I wojną właścicielem okolic był Bittner, a po nim wspomniany Ciechanowicz.
Po wkroczeniu Rosjan w 1939 roku majątek został przez nich przejęty, a dawni właściciele wywiezieni na Sybir.
Jak już wspomniałem, pan Antoni doskonale pamięta również moich dziadków. Babcia Malwina była bardzo pracowitą kobietą, oprócz prowadzenia gospodarstwa, zajmowała się też tkactwem.
W Strzałowie sporo gospodarstw zajmowało się hodowla owiec. Wielu mieszkańców trudniło się w związku z tym gręplarstwem i tkaniem wełny.
W Strzałowie mieszkała rodzina Czerkasów. Ich ojciec był kapitanem w carskim wojsku, podobno był Polakiem z pochodzenia. Oprócz Czerkasów zamieszkiwało tam sporo innych osadników wojskowych, m.in.: Łozowski, Sienkiewicz (był miejscowym stolarzem), Gruszczak (był carskim oficerem), rodzina Nikodema Rohacewicza (Rogacewicza?). Córka Rohacewiczów była wtedy po gimnazjum, co w tamtych czasach i w tej okolicy było rzadkością.
Rodzina pana Antoniego 12 lutego 1946 roku przyjechała na zachód.

Za jakiś czas mam nadzieję opublikować kolejne ciekawostki dotyczące Strzałowa i jego mieszkańców.

Rosyjska prowokacja.

Postanowiłem umieścic pełny tekst, który umieszczono na oficjalnej stronie NewsRu.com, który to portal celowo chyba wywołał te wojenkę, aby zdyskredytowac Polskę n aarenie międzynarodowej. Oto ten tekst (w języku rosyjskim, bez tłumaczenia) . Wnioski pozostawiam bez komentarza.

СВР объяснила, почему у СССР не было альтернативы пакту Молотова-Риббентропа

время публикации: 17 августа 2009 г., 17:06
последнее обновление: 17 августа 2009 г., 17:40
фото версия для печати сохранить в виде файла отправить по почте фото

СВР объяснил, почему у СССР не было альтернативы пакту Молотова-Риббентропа

Заключение Советским Союзом договора с фашистской Германией о ненападении в августе 1939 года (пакт Молотова-Риббентропа) было для СССР в складывающихся обстоятельствах единственно доступной мерой самообороны - об этом свидетельствуют рассекреченные Службой внешней разведки (СВР) РФ документы.

"Британское и французское правительство, подписав Мюнхенское соглашение 1938 года, сделали ставку на сговор с Гитлером. В августе 1939 года делегации этих стран сорвали Московские переговоры по созданию антигитлеровской коалиции", - цитирует "Интерфакс" сообщение Бюро по связям с общественностью и СМИ СВР, распространенное в понедельник в связи с выходом сборника рассекреченных документов "Прибалтика и геополитика".

СВР сообщает, что материалы, добытые разведкой в 1935-1945 годах, освещают истинные намерения государственных деятелей ведущих стран Европы. Конфиденциальные записки внешнеполитических ведомств ведущих мировых держав вошедшие в сборник, позволяли политическому руководству СССР иметь абсолютно точное представление о подходах лидеров европейских стран и США к военно-стратегическим изменениям в предвоенной Европе.

"Поэтому единственной доступной мерой самообороны для Советского Союза стало заключение договора с Германией о ненападении 23 августа 1939 года. Этот документ позволил предотвратить захват нацистами Прибалтики с последующим превращением ее в плацдарм для вторжения на советскую территорию", - поясняет СВР.

Пакт Молотова-Риббентропа

Договор о ненападении между Германией и Советским Союзом (также известен как "Пакт Молотова-Риббентропа") - подписан 23 августа 1939 года. Договор подписали главы ведомств по иностранным делам: со стороны СССР - нарком по иностранным делам В.М. Молотов, со стороны Германии - министр иностранных дел И. фон Риббентроп.

К договору прилагался секретный дополнительный протокол о пределах сферы немецких интересов в Восточной Европе на случай "территориально-политического переустройства". 1 сентября 1939 года Германия оккупировала Польшу, а 17 сентября 1939 года СССР включил в свой состав ранее управляемые Польшей западные области Украины и Белоруссии, а впоследствии и страны восточного региона Балтийского моря.

Договор был подписан после продолжительного периода охлаждения советско-германских отношений, сворачивания двусторонних экономических связей и вооруженных конфликтов, в течение которых СССР противостоял гитлеровской коалиции в Испании и на Дальнем Востоке, и стал политической неожиданностью для третьих стран. Практически одновременно появились слухи о существовании дополнительных секретных договоренностей, текст которых был опубликован в 1948 году по фотокопиям, и в 1993 году - по "вновь найденным подлинникам".

Мюнхенский договор. 29 - 30 сентября 1938 года в Мюнхене состоялось совещание глав правительств Англии, Франции, Германии и Италии, созванное при активной поддержке США. Представители Чехословакии и СССР были устранены от участия в совещании. На нем была решена судьба Чехословакии. В результате часть территории была отдана под оккупацию Германии, Венгрии и Польше.

Англо-немецкий договор о ненападении был подписан на мюнхенской встрече в августе 1938 года. Франко-немецкий договор о ненападении был подписан в декабре 1938 года. Согласно Мюнхенскому договору Англия и Франция дали Германии добро на оккупацию Чехословакии и в марте 1939 года Чехия была оккупирована.

Вместе с Германией в оккупации Чехословакии участвовали Польша и Венгрия. Кроме того Польша добровольно взяла на себя защиту интересов Германии в Лиге Наций, которую Германия демонстративно покинула в 1933 году. Польша подписала с Германией декларацию о дружбе и ненападении 26 января 1934 года.

Как заявил на Нюрнбергском процессе фельдмаршал Вильгельм Кейтель, целью Мюнхенского соглашения было вытеснить Россию из Европы, выиграть время и завершить вооружение Германии.

Переговоры с Польшей, однако, не приводили к желательному для Гитлера результату; ситуация обострялась. В этих условиях глава советского правительства Иосиф Сталин, выступая 10 марта 1939 года на XVIII съезде ВКП (б), в речи, получившей на Западе название "речи о жареных каштанах", обвинил англичан и французов в провокации войны и заявил о готовности к "политике мира" в отношении Германии, объявив главными задачами советской политики: 1. Проводить и впредь политику мира и укрепления деловых связей со всеми странами; 2. Не давать втянуть в конфликты нашу страну провокаторам войны, привыкшим загребать жар чужими руками.

Решение прекратить переговоры с Англией и Францией и заключить с Германией договор о ненападении было принято Сталиным и Молотовым. Стороны имели разные цели, заключая этот договор. Гитлер лихорадочно готовил нападение на Польшу и считал, что этот договор исключит для Германии угрозу войны на два фронта в Европе, поскольку Сталин, по его расчетам, заинтересован в захвате территорий бывшей Российской империи и будет стремиться получить такую возможность благодаря договору с Германией. Сталин рассматривал договор как шанс осуществить свои агрессивные намерения, избежав вооруженного конфликта, и возможность готовиться к военным действиям, которые неминуемо должны будут наступить.

20 августа 1939 года Гитлер, уже назначивший нападение на Польшу на 1 сентября, послал Сталину телеграмму, в которой настаивал на скорейшем заключении договора и просил принять не позднее 23 августа рейхсминистра иностранных дел для подписания как пакта о ненападении, так и дополнительного протокола. По договору, подписанному 23 августа 1939 года, стороны обязались все споры и конфликты между собой "разрешать исключительно мирным путем в порядке дружеского обмена мнениями".

Во второй статье договора говорилось, что "в случае, если одна из договаривающихся сторон окажется объектом военных действий со стороны третьей державы, другая договаривающаяся сторона не будет поддерживать ни в какой форме эту державу". Другими словами, СССР не будет помогать возможным жертвам агрессии фашистского рейха.

Договор имел "секретный дополнительный протокол" о разграничении "сфер влияния" в Восточной и Юго-Восточной Европе. Предусматривалось, что в случае войны Германии с Польшей немецкие войска могут продвинуться до так называемой "линии Керзона", остальная часть Польши, а также Финляндия, Эстония, Латвия и Бессарабия признавались "сферой влияния" СССР. А судьба Польши будет решена "в порядке дружественного обоюдного согласия".

Договор был ратифицирован Верховным Советом СССР через неделю после его подписания, причем от депутатов было скрыто наличие "секретного дополнительного протокола". На другой день после ратификации договора 1 сентября 1939 года Германия напала на Польшу.

СССР должен был в соответствии с договоренностями также ввести свои войска в Польшу, однако Молотов попросил небольшой отсрочки, заявив послу Германии в СССР В. Шуленбургу, что вследствие того, что Польша разваливается на куски, Советский Союз должен прийти на помощь украинцам и белорусам, которым "угрожает" Германия, что позволяло Советскому Союзу не выглядеть агрессором.

17 сентября 1939 года польскую границу пересекли части Красной Армии, и, таким образом, СССР по существу вступил во Вторую мировую войну в 1939 году, а не в 1941-м, как это всегда подчеркивал Сталин. Польша перестала существовать как государство.

Вопреки нормам международного права результаты ее разгрома были закреплены в новом договоре "о дружбе и границе", подписанном Молотовым и Риббентропом 28 сентября 1939 года. Договор изолировал СССР от сил, боровшихся против фашизма. На территории СССР была запрещена любая антифашистская пропаганда. У Германии и СССР появилась общая граница, и вопрос о нападении одного из партнеров по договору на другого стал вопросом времени.

С момента нападения гитлеровской Германии на Советский Союз 22 июня 1941 года договор Молотова-Риббентропа утратил силу, так же как и все остальные договоренности между странами. (В справке использованы материалы сайтов Wikipedia и Историк.ру.)

 

Koniec kanikuły.

Dla mnie wakacje już się skończyły. Myślę tu o urlopie, który dobiegł już niestety końca. Spędziłem go (jak co roku) dosyć pracowicie. Przez kilka dni trochę poleniuchowałem, potem jednak wziąłem się za remont fragmentu mojego domku, czyli korytarz. Musiałem trochę gipsować, tapetować ściany, malować drzwi itd. Zeszło mi na tym dobrych kilka dni. A od jutra do pracy- wraca szara rzeczywistość, walka o byt i przetrwanie. Dobrze, że chociaż nie minął mi zapał do genealogii. Sukcesów na prywatnym polu nie mam prawie żadnych, tyle tylko, że skupiłem się na pomocy innych. To właśnie uważam za powinność każdego doświadczonego genealoga- pomoc innym, zagubionym w tym skomplikowanym trochę światku.



W ostatnim czasie przez zupełny przypadek obejrzałem na RAI 1 piękny film o miłości psa do swego pana. Była to historia psa Hachiko rasy akita oparta na prawdziwych faktach.

"Hachiko Monogatari", wzruszająca historia oparta na faktach, opowiada o Hachiko, psie rasy akita inu, który nieprzerwanie przez 10 lat czekał na swojego pana przy stacji Shibuya.

Hachiko, zwany w Japonii chuken Hachiko, wierny pies Hachiko, urodził się w 1923 roku w Odate i rok później przybył do Tokio wraz z nowym właścicielem, profesorem Tokijskiego Uniwersytetu Cesarskiego Hidesamuro Ueno.



Profesor nazwał psa Hachi (hachi - osiem) - wg tradycji japońskiej jest to szczęśliwa liczba, przynosząca spokój, bezpieczeństwo i szczęście.
Pan i jego pies szybko się pokochali, a profesor każdą wolną chwilę spędzał z ukochanym przyjacielem. Hachiko codziennie odprowadzał swego pana na stację kolejowa, profesor żegnał psa czułym uściskiem i obietnicą powrotu. I czekał, gdy profesor Ueno wracał. Już wtedy Hachiko był znany w okolicy i podziwiany za niezwykłe oddanie i miłość do pana.
Niestety, w maju 1925 roku, profesor Ueno nagle zasłabł i zmarł w miejscu pracy. Hachiko czekał jednak nadal, codziennie wieczorem, o tej samej porze, pojawiał się na stacji Shibuya i wypatrywał ukochanego pana. Trwało to nieprzerwanie przez 10 lat.

Jakiś czas potem jeden z wcześniejszych studentów Ueno zauważył psa na stacji. Podążąjąc za nim trafił do domu profesora, gdzie poznał historię Hachiko. Krótko po tym spotkaniu opublikował spis psów akita w Japonii. Podczas swoich badań odnalazł jedynie 30 psów tej rasy, wliczając w to Hachiko ze stacji Shibuya. Później opublikował też kilka artykułów opisujących niezwykłą lojalność Hachiko. W 1932 jeden z tych artykułów, opublikowany w Asahi Shinbun (jeden z dużych tokijskich dzienników), spowodował ogólnokrajowe zainteresowanie psem. Hachiko stał się sensacją narodową - jego wierność i pamięć ukochanego pana wywarły wielkie wrażenie na Japończykach. Nauczyciele i rodzice swoim dzieciom jako wzór lojalności i wierności stawiali właśnie Hachiko.

W końcu, doceniając wierność i oddanie niezwykłego psa, mieszkańcy Tokio, w geście szacunku, wybudowali w Shibuya pomnik upamiętniający lojalnego psa. W kwietniu 1934, w obecności samego Hachiko, na stacji Shibuya została odsłonięta brązowa figura przedstawiająca tego psa. Podczas II wojny światowej pomnik został przetopiony w ramach gospodarki wojennej. Po wojnie nie zapomniano o Hachiko. W 1948 Stowarzyszenie dla Odtworzenia Pomnika Hachiko postarało się o nowy pomnik, który został odsłonięty w sierpniu 1948, znajduje się w miejscu będącym popularnym punktem spotkań.

Podobny pomnik znajduje się w miejscu urodzenia Hachiko, przed stacją Odate. W 2004 przed Muzeum Psów Akita w Odate została wzniesiona nowa figura przedstawiająca Hachiko, wykorzystująca oryginalną kamienną podstawę figury z Shibuya.

 

Historia Hachiko doczekała się już kilku ekranizacji, także animowanych. Życie Hachiko stało się podstawą filmu z 1987 pod tytułem Hachiko Monogatari. Film opowiada historię od urodzin Hachikō do jego śmierci i wyobrażonego duchowego połączenia w jego panem, Profesorem.13. czerwca 2009 odbyła się premiera najnowszego filmu o Hachiko: Hachiko: A Dogs Tale. Jest to film hollywoodzki ze znanymi aktorami: Richard Gere oraz Joan Allen. Muzykę do filmu napisał Jan Kaczmarek.

 

W 1994 Culture Broadcasting Network (CBN) w Japonii udało się odzyskać dźwięk szczekającego Hachiko z fragmentów starego nagrania, które uległo zniszczeniu. Po wielkiej kampanii reklamowej zostało ono wyemitowane w sobotę 28 maja 1994, 59 lat po śmierci psa. Miliony radiosłuchaczy zgromadziło się przy odbiornikach, żeby usłyszeć szczekającego Hachiko. To wydarzenie było dowodem nieustannej popularności "wiernego psa".

 

Gorąco polecam Wam obejrzenie tego filmu, można się naprawdę wzruszyć. Film ten zrozumieją i przeżyją ci, którzy kochają swe zwierzęta, a niedowiarkowie niech zobaczą, jak mądre potrafią być zwierzęta. Kochajmy je bezgranicznie, bo one są tak samo oddane dla nas, jak my dla nich... 

 

http://youtu.be/sjaty5awy4I




 
 
  Stronę odwiedziło 308526 odwiedzającyosób  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja